Strach ma hvarskie oczy, czyli jestem w piekle!
Dzień rozpoczął się całkiem dobrze. Sprawne pakowanie, wyjazd Korčuli (udało się nawet wcześniejszym promem niż planowałam). Przejazd do kolejnego portu.
Przejazd do następnego portu i tam niestety dość długa kolejka.
W kolejce ciekawostki...
Dom na kółkach wiezie Smarta. Przez moment myślę, że to strasznie śmieszne i idiotyczne. Po chwili jednak odnajduję w tym sens (o ile Smart w ogóle ma sens).
Kolejka jest tak długa, że udaje mi się załapać dopiero na trzeci prom.
Jeszcze się jakiś Austriak bezczelnie się wcisnął!
W myśl zasady "Mam Lexusa, mam tablice Felix 1, mogę się wciskać w kolejkę". Chwilę się zawahałam, ale nie ma co, idę do niego, nie odmówię sobie lekcji dobrego wychowania. Pukam w szybę, Felix patrzy na mnie jak na wariatkę. Wyłuszczam mu jak to nieładnie się zachował (tak, pada słowo na f***), jak to wszyscy grzecznie czekają, a on bezczelnie podjeżdża jako pierwszy. A Felix co? Z mało eleganckim niemieckim akcentem mówi, że No problem i zamyka okno. Wybaczam Felixowi, biedak zaraz udusi się od tego złotego łańcucha na szyi, której praktycznie nie posiada. Karma do niego wróci...
Nastraszona przez Karolinę zastanawiam się czy znam jakiejś mantry. Nie znam. I tak okazują się kompletnie niepotrzebne. Ta przerażająca droga, o której tyle słyszałam, okazuje się zupełnie przyzwoitym kawałkiem asfaltu.
Doganiam kampera z Smartem. Cholerka, szeroką ma tę przyczepę. Nie ma go jak wyprzedzić. Toczę się więc za nim. Nagle we wstecznym lusterku zauważam Felixa... I co, Panie "mam Lexusa i sobie nie pospieszę?". Mówiłam, że karma wróci. Wepchnął się Felix w porcie przede mną, teraz toczy się za kamperem tak jak ja.
Docieram do miasta Hvar. Odnajduję swoją kwaterę. Ależ tu elegancko! Zalegam na wielkim łóżku.
Dziś czwartek, a zatem zaraz koncert. Słucha sobie człowiek K-ESSENCE, podśpiewuje, komentuje, aż tu nagle dociera do moich uszu pospolite "umpa umpa". Aha, myślę sobie, sąsiedzi na górze. Przez godzinę udaje mi się ich zagłuszyć porządnym gruz rockiem.
Po koncercie postanawiam zwiedzić miasteczko. Jakże jestem zdumiona, że "umpa umpa" wcale nie pochodzi od sąsiadów z góry, a z nieodległej plaży...
Naiwnie myślę, że w miasteczku będzie spokojniej. Tymczasem ludzi więcej niż na Starym Mieście w Dubrowniku. Piekło!
Czuję jednak krążącego wokół wirusa (mam nadzieję, że krąży tylko w mojej głowie). Oddałam się więc od tłumu. Przechodzę w mniej uczęszczane zakamarki miasta.
Zerkam na Hvar z góry
I wracam do pokoju.Może rano, gdy imprezowicze będą odsypiać nocne szaleństwa, da się tu więcej zobaczyć.
Komentarze
Prześlij komentarz