- Barcelona

 A już myślałam, że tym razem obejdzie się bez większych przygód. O nie, to nie moje wycieczki. Mnie zawsze musi się coś przytrafić. Tym razem koszmarny nocleg. Okolica wątpliwa, właściciel spod ciemnej gwiazdy nie do końca trzeźwy, mieszkanie krótko mówiąc - syf! Jak to zdjęcia w Internecie potrafią zmylić... Dziś już niestety za późno by cokolwiek zdziałać. Jedną noc wytrzymam, a jutro w nogi!

Ranek obfitował w walkę o zmianę kwatery. Pani z Airbnb robi co może, ale to niestety trwa i trwa. Żegnaj Sagrado Familio, już Cię dzisiaj nie zobaczę. Trudno, coś za coś. W tym mieszkaniu nie zostanę ani chwili dłużej. W końcu udaje się! Konsultantka znajduje nowe lokum, a za to obiecuje zwrot kasy (który dociera na moje konto za dwa dni). 
Jakże dobra to była zamiana! Nowy pokój w pięknej kamienicy w samym sercu Barcelony. 

Właścicielka włada jedynie hiszpańskim. I dobrze. Odświeżam nieużywany od egzaminu maturalnego język. Ze zdumieniem odkrywam, że całkiem sporo pamiętam. 
Koniec zatem kłopotów. Od teraz już tylko przyjemne zwiedzanie. 
Witaj Panie Gaudi!
Przez zamieszanie ze zmianą kwatery, Sagrada Familia tylko z zewnątrz. Ale też piękna.
Tak piękna, jak dziwna. 
Podobnie jak Parc Guel. Szkoda tylko, że droga do niego taka męcząca. 

Nie samym Gaudim Barcelona stoi. Spacer po mieście okazuje się być naprawdę zupełnie przyjemny.

 
Docieram do Pomnika Kolumba 
Stąd rozciąga się słynna La Rambla. Słynna i potwornie zatłoczona. 

Kończę wieczorny spacer. Jutro wzniosę się nad miasto. 

Kolejna kolejka linowa. A właściwie dwie. Pierwszą dojeżdżam do drugiej. 

Cóż za widoki!

Podobno gdzieś tam jest Camp Nou. Tylko co z tego...

Wracam. Czas na ostatnią wieczerzę. 
Rano jeszcze ostatnie śniadanie (na wypasie)
Czas do domu. Szósty lot w czasie tej wyprawy i do następnego!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy wytchnienie odnajdujesz w meczecie

Rekompensata i pistacje z pistacjami w kremie pistacjowym

Olbia znaczy szczęśliwa