- Šipan+Koločep+Lopud

                     

Może nie tak pięknym statkiem, ale rejs piękny. 
Archipelag Elaficki składa się z 13 wysp, ale tylko 3 są zamieszkałe. Pani sprzedając bilety na prom powiedziała, że nie ma sensu zwiedzać trzech, że wszyscy wybierają tylko dwie. Ale przecież ja nie jestem jak wszyscy...
Płynę na trzy!

Šipan
Największa wyspa archipelagu, ale chyba też najmniej jest tu do zobaczenia. Wszyscy z promu wepchnęli się do autobusu na plażę. Ja robię tylko kilka zdjęć w porcie i po 30 minutach tym samym promem płynę dalej. 

Koločep
Ta wyspa z kolei jest najmniejsza. Za to chyba ma najwięcej kościołów. Aż mi się przypomina grecka wyspa Ios, gdzie każda rodzina ma swój mini kościół.
Próbuję zajrzeć do jednej z cerkwi. Niestety, zamknięte. 
Trudno, zatem zostaje plaża. W towarzystwie cykad (jaki one robią hałas!) 
i małej jaszczurki
schodzę na plażę. 
Przyjemnie. Pusto i jest piasek! Rzadkość tutaj.
Nie odmawiam sobie kąpieli. 
Nie wiem co ludzie mogą tu robić dwa tygodnie, ja już mam ochotę popłynąć dalej. 
Ostatnie spojrzenie na wyspę i gnam na prom.

Lopud
To najbardziej popularna tutaj wysepka. I to widać - ludzi jest zdecydowanie więcej niż na poprzednich wyspach.
Wszyscy jak po sznurku idą z portu na drugą stronę wyspy. Tam podobno kryje się piękna plaża. Jak ta gęś (za pół godziny okaże się jak bardzo głupia) podążam za nimi. 
Pod górę, a jakże!
Po 30 minutach umiarkowanie przyjemnego spaceru docieram na tak (prze)reklamowaną plażę. Samo miejsce owszem, piękne, ale tłum już znacznie mniej piękny. 
Zalegam jednak pod skałą i zasypiam. 
Spałoby się może przyjemnie i dłużej, ale towarzystwo obok raczy mnie wątpliwą muzyką. Taka chorwacka wersja San Remo, rocznik 76... 
Nie, to nie dla mnie. 
Wracam do portu. Tylko co, znów pod górę?! Nie, już nie dam rady. Skuszę się na podwózkę.
Całe 15kn, czyli jakieś €2. A co, stać mnie!
Rzucam jeszcze okiem na zatokę i ruszam w drogę powrotną
Wskakuję na prom (właściwie to pcham się jak na koncercie Placebo pod scenę - tyle tu ludzi).
I udając się w stronę od zachodzącego słońca, wracam do Dubrownika. 
Z poczuciem dobrze spędzonego czasu, w duchu żegnam się z miastem.
Jutro czeka mnie kolejna przygoda - wyspa Mljet

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy wytchnienie odnajdujesz w meczecie

Rekompensata i pistacje z pistacjami w kremie pistacjowym

Olbia znaczy szczęśliwa