- Dubrownik
Po dość ciężkiej podróży udało się dotrzeć do Dubrownika! Kilka godzin snu i czas na zwiedzanie. Zaczynam od Wzgórza Srd. Kolejką linową na górę. Koszmarna cena, 70kn w jedną stronę. Jazdy raptem kilka minut. Po licznych wycieczkach kolejkami linowymi w Portugalii i Hiszpanii, ta nie robi już na mnie wrażenia. Ale jedno jest pewne, w życiu bym na tę górę nie wlazła!!! Trudno zatem, odżałowane 70kn i jazda!
Oj jak było warto! Widok na Dubrownik fantastyczny! To podobno najlepszy punkt widokowy w całej Chorwacji.
W dół idę pieszo. Ścieżka bardzo fajna, ale trzeba być głupkiem, żeby pokonywać ją w pełnym słońcu o 14... Tak, jestem głupkiem!
Idę, nie ma już odwrotu. Szczególnie, że kolejny cel zapowiada się równie ciekawie.
Wyspa Lokrum. Widać ją ze wzgórza.
Kilkanaście minut małym stateczkiem, za "jedyne" 140kn... I oto jestem. Wyspa jest rezerwatem przyrody. Pięknie, zielono i wita mnie pawia rodzinka
Mijam miejsce izolacji powstałe w czasach Czarnej Śmierci. Jakże przewrotny jest los, że docieram tam właśnie teraz, gdy na świecie szaleje Covid 19...
Idę dalej, do Fort Royal. Jest mi tak gorąco i mam już tak serdecznie dosyć, że co chwilę robię przystanek. A droga caaaaały czas pod górę. Gdy docieram do Fort Royal jest mi już absolutnie wszystko jedno. Szybkie zdjęcia i byle na dół!
Krążąc między ogrodem botanicznym, a klasztorem benedyktynów docieram do Morza Martwego. Małe jeziorko, do którego wpływa woda morska. Stąd jest słone. Oj, jakże bosko jest zanurzyć zmęczone nogi w tej wodzie!
Kilkanaście minut na relaks. Choć chciałoby się tu zostać na dłużej. W głowie mam jednak myśl o klątwie! Ostatni przeor opuszczający wyspę, po tym jak Napoleon wypędził stąd benedyktynów, rzucił na Lokrum klątwę: każdy kto spędzi tu noc stanie się nieszczęśliwy.
Nie ma co ryzykować, biegiem na statek!
Pobijając rekord wszechczasów i zdecydowanie wygrywając małą rywalizację na ilość kroków z Tatą, docieram do pokoju.
Koniec na dziś. Nie udało się zobaczyć Starego Miasta, ale i na to przyjdzie czas. Teraz czas na zasłużony odpoczynek.
A jutro, kolejna przygoda!
Jeszcze nie zdążyłam nabrać sił po wczorajszym morderczym szlaku, a już dziś nowy cel: Cavtat.
Po drodze jednak zatrzymuję się w Kupari. Piękna droga sugeruje raj
Tymczasem za zakrętem wyłania się... zatoka umarłych hoteli. Kiedyś świetnie prosperujący kurort. W 1991 ostrzelany przez Armię Jugosłowiańską, w końcu zajęty przez Serbów. Dziś trochę starszy i smuci. Szczególnie, gdy zdasz sobie sprawę jak bezsensowna była ta wojna
Siadam przed jednym z umarłych hoteli, pożeram burek z serem
i ruszam na plażę. W końcu!
I plaża niemal zupełnie pusta.
Po chwili relaksu ruszam dalej. Do Cavtat.
Urocze miasteczko
Wystraczy krótki spacer, by zorientować się, że ten kraj jest mistrzem świata w budowaniu schodów. Gdzie bym nie szła, cały czas pod górę. Jak to możliwe, że idę pod górę i wracam też pod górę? I te wszechobecne schody...
Podejmuję kolejne schodowe wyzwanie. Przeklinając w duchu (a czasem nawet całkiem głośno), docieram na szczyt. A tam...
mauzoleum... Dość zaskakujące miejsce jak na cmentarz. Od razu pojawia się pytanie:
Jak oni ich tu wnoszą?
Zmykam na obiad.
Čevapčići. Niezłe.
Posilona lokalnym specjałem, wracam do pokoju. Trzeba odpocząć. Wieczorem spacer do niezrealizowanego wczoraj punktu wyprawy - Strare Miasto w Dubrowniku. Czy muszę mówić, że tam też idzie się pod górę?
Po drodze zauważam ciekawe miejsce - kilkumetrowe ogrodzenie z tysiącami kłódek.
Miasto o zmroku prezentuje się wyjątkowo
I pomyśleć, że wczoraj byłam tam hen hen na górze... Moje nogi nadal to pamiętają.
Rozglądam się i stwierdzam, że zbyt dużo tu ludzi. Trochę się jednak obawiam wirusa. Myję zatem ręce w Wielkiej Fontannie Onufrego i znikam z tego tłumu.
Nie udaje się we wszystkich szesnastu kranach, ale moje dzisiejsze marzenie i tak się spełni - położyć się w końcu na miękkim łóżku!
Jutro miły rejs.
Komentarze
Prześlij komentarz