- Pag
Przedziwna to wyspa ten Pag. Roślinności praktycznie żadnej. Naprawdę mam wrażenie że wylądowałam na Księżycu.
Czy to słynna Route 66? Nie, to droga w środku pola, taka autostrada przez Księżyc. Jedno jest pewne - asfalt lepszy niż w centrum Łodzi.
Pomińmy jednak stan łódzkich dróg i pomińmy też stan mojej kwatery (oj, oberwie się właścicielom w recenzji). Łazienka w pokoju jest tak mała, że nawet ja - a wzrostem jak wiadomo nie grzeszę - czuję się tu jak Guliwer. Z trudem mieszczę się pod prysznicem. Kogo oni tu kwaterują? Krasnoludki?
W hotelu znajduje się restauracja. Pożeram nieprzyzwoitą ilość węglowodanów
i idę spać.
Na szczęście traktuję ten szumnie nazwany hotel jak sypialnię i bladym świtem ruszam wgłąb wyspy.
Zatrzymuję się na chwilę przy fabryce soli.
Pozyskuje się ją tutaj podobnie jak na Malcie.Docieram do miasteczka Pag. Przyjemne miejsce.
Kolejny raz przekonuję się, że Pag to wyspa liliputów. Wszystko tu mają takie malutkie - uliczki, okna w domach, nawet krzesłaKrótki spacer, upragniona kawusiaWracam do rzeczywistości. Księżycowej. Jadę na niezwykłą plażę.
Nic tu nie ma. Naprawdę księżycowo. Długo się tu jednak wyleżeć nie da. Pierwsza zatem w czasie tego wyjazdu kąpiel w morzu, chwila na słońcu i wracam.W drodze powrotnej do (nazwijmy to) hotelu, zatrzymuję się w obserwatorium ornitologicznym. To niezwykle, że w środku tej skalistej wyspy można znaleźć pokaźnych rozmiarów jeziora, a nad nimi niezliczone ilości ptaków.
Nie podchodzę zbyt blisko. Nie chcę ich wystraszyć. Wystarczy, że paniusia z pieskiem przede mną przegoniła połowę ptaków.I oto koniec na dzisiaj. Rano (bardzo rano jak na wakacyjne warunki) ruszam do Zadaru.
W drodze do portu spojrzenie na wschód słońca nad mostem łączącym wsypę ze stałym lądem
I można płynąć na Lošinj.
Komentarze
Prześlij komentarz