Nikt się nie spodziewa hiszpańskiej inkwizycji. I ulewy na Korčuli.

Największy szok dotychczasowej wyprawy! 
Wypływając z Mljet czułam, że coś się wydarzy. Niebo nad wyspą wyraźnie zmieniło się od wczoraj.
Było jednak zupełnie ciepło. Nie, niemożliwe, żeby spadł deszcz. 
Korčula przywitała mnie piękną pogodą
Przeżyłam nawet schody wiodące do Starego Miasta, w samym sercu którego znajduje się moja baza noclegowa. Czyżbym zaczynała oswajać się ze schodami? 
Nie... Szybko zmieniam zdanie, gdy okazuje się, że walizę trzeba wyciągnąć po wąskich schodach na drugie piętro... 
Widok z okna rekompensuje ten wysiłek
Chwila oddechu i schodzę na dół. Właściciele kwatery prowadzą pizzerię. 
Bardzo dobra, ale poddaję się pod koniec. To jest nie do przejedzenia. 
Ruszam na spacer po starówce. 
Docieram do portu i na mini plażę
O, granaty!
Zjadłoby się... Ale twardy jak cholera. Dlaczego na wszystkie owoce jest tu jeszcze za wcześnie? 
Owocowe rozważania przerywają mi nagłe grzmoty i błyski na niebie. 
Chyba nie zdążę wrócić sucha do pokoju...
Nie zdążyłam... Przemoczona do suchej nitki wpadam do budynku. Gospodyni zanosi się śmiechem. Ja sama za moment pęknę ze śmiechu! 
Stojąc już w oknie podziwiam dzisiejszą pogodę/przygodę. Jutro kolejna!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy wytchnienie odnajdujesz w meczecie

Rekompensata i pistacje z pistacjami w kremie pistacjowym

Olbia znaczy szczęśliwa