Spokojnie, to tylko awaria

I oto nadeszły długo wyczekiwane (i bardzo długo planowane) wakacje. 
4 loty, 5 promów, 6 hoteli. Grecjo, nadchodzę! Nadlatuję! Przez Włochy. 
Pierwszy etap podróży to lot do Mediolanu (właściwie to lotnisko w Bergamo, jakieś 50km od Mediolanu, ale to zupełnie nie przeszkadza, bo mieścina znacznie bardziej urokliwa od swojego wielkomiejskiego kolegi). 
Zaplanowałam wylot z Łodzi, wygodnie bowiem lecieć ze swojego miasta. Nie od dziś wiadomo, że o łódzkim lotnisku krążą liczne żarty, jakoby nic stąd miało nie latać. Ale skoro w rozkładzie pojawił się lot do Bergamo, skoro są pasażerowie, to może jednak da się stąd polecieć. Nie miałam pojęcia upubliczniając to zdjęcie jak bardzo samospełniającą się przepowiednią stanie się ono za moment. Ale od początku. Zaczęło się zupełnie normalnie: kontrola dokumentów, bagażu, przejście do bramki, wyjście na płytę lotniska, samolot z Mediolanu przyleciał, ludzie wysiedli. A my stoimy. I stoimy. I stoimy. I nagle dziewczę obsługujące lot zaprasza wszystkich do budynku. "Nie wiemy co się stało, ale zapraszam państwa na chwilę do środka". Nie miałam jeszcze wówczas pojęcia jak długa to będzie chwila...
Nie polecimy o 22:15. Lot opóźniony do 1:45! Cóż robić, trzeba znaleźć sobie cichy kącik na tym jakże pustym i cichym lotnisku, zdrzemnąć się chwilkę i polecimy. 
O, jednak nie polecimy. 
"Proszę państwa, przepraszamy za wszelkie niedogodności, ale państwa lot odbędzie się jutro o 11". Czy to jakiś żart? Jeśli tak, to słaby, naprawdę. Do widzenia państwu, wychodzimy. Przed okienkiem informacji długa kolejka. Co dają? Nie wiem, ale się dowiem. Nie będę jednak stała w tym ogonku. Bez większego skrępowania podchodzę do informacji. Dają nocleg w hotelu. I śniadanie będzie. Dobra, biorę, co mi tam, do domu daleko (w drugi koniec miasta).
Spanko, śniadanko i lecimy. 
Rano dowiaduję się, że dla wszystkich pasażerów nocujących w hotelach przygotowano transport na lotnisko. Fajnie, niech mnie zabiorą autokarem. Zjadam więc zupełnie niezłe hotelowe śniadanie, stawiam się przy recepcji, gdzie stoi już kilka osób z tego feralnego lotu. Czekamy, zaraz będzie autokar. Czekamy. I czekamy. I nic. Nie ma go. Pani z recepcji dzwoni. Był, podjechał pod hotel, nikogo nie było, więc sobie pojechał. Bardzo ciekawe. Bardzo. No nic, nie ma się już co denerwować, czas ucieka. Taksówka i na lotnisko, już prawie 9, a trzeba być dwie godziny przed wylotem. 
Deja vu, już tu byłam, już mi to wszystko sprawdzali. Tylko pasażerowie jakby mniej obcy. Humory dopisują, wszyscy zachowują się jak na klasowej wycieczce. 
Ta radość jednak dość szybko pryska... 
To już nawet nie jest śmieszne. 
Po chwili SMS, że lot odbędzie się o 13:30. I jeszcze kpina w postaci "posiłku regenerującego".
Butelka wody i... wafelek. Żenada. 
Ostatecznie wylatujemy o 12:30. Lekkim pocieszeniem jest wylosowane miejsce w rzędzie dwuosobowym z dodatkową przestrzenią na nogi
Nie żebym miała jakieś wybitnie długie, ale zawsze wygodniej. 
Zasiadam i myślę czy to koniec przygód. Otóż nie...
Lądujemy w Bergamo z "drobnym" czternastogodzinnym opóźnieniem i co? I siedzimy. Pracownicy włoskich lotnisk strajkują. Nie ma kto nas wypuścić z samolotu. Na szczęście trwa to tylko przez chwilę. Wysiadamy!!!
Przemiły właściciel kwatery już czeka. Jedziemy. W deszczu... Na szczęście po chwili wychodzi słońce. Można zatem ruszyć w miasto. 
Okazuje się, że właśnie dziś swoją edukację kończą absolwenci szkół średnich. Oto jak wyglądają tutejsze maturzystki
Prawdopodobnie idą świętować. Ja też zamierzam uczcić ten cud, że udało mi się tu dotrzeć. Cóż lepszego może być na taką ucztę niż pizza? I nie, wcale nie z tej najbardziej znanej pizzerii, gdzie porcje wycina się nożyczkami. Znaczenie dalej od głównej ulicy Citta Alta znajduje się bardzo niepozorna knajpka. Jednoosobowa załoga w postaci przemiłego pana, który błyskawicznie przygotowuje świeżutką pizzę z lokalnym serem i jeszcze wypożycza kocyk. Nie może być lepiej.
Siły na spacer zebrane, można ruszać. 
Jeszcze tylko obowiązkowo lody i można wracać do pokoju (no dobra, dwupoziomowego mieszkania) i kłasc się spać.
Od jutra Grecja. Na początek wyspa Kos. Już bez żadnych awarii, prawda?



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy wytchnienie odnajdujesz w meczecie

Rekompensata i pistacje z pistacjami w kremie pistacjowym

Olbia znaczy szczęśliwa