Skaj vs sky, czyli podróż w czasie i przestrzeni
I oto nadszedł dzień planowany od dawna. Mówiłam, że mam wobec Etny niecne plany.
Bladym świtem udaję się na stację kolejki.
Stara podmiejska kolej nadal przez mieszkańców traktowana jest jak środek transportu między usytuowanymi wokół wulkanu wioskami. Dla mnie będzie atrakcją turystyczną.
Zajmuję miejsce w przedziale
Klimatyzacja w postaci otwartych okien. Pod pupą skaj, a za oknem sky!
Idealnie. W sam raz na połażenie po miasteczku.
Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia! Para młoda odjedzie spod kościoła tym oto eleganckim Maserati
I choć w alternatywie są jeszcze autobusy,
Wagonik oddala się już od wulkanu kierując się bardziej w środę wybrzeża
Przebiegając przez tory (na wyraźne polecenie pana konduktora, mimo ostrzeżeń)
Jadę do Taorminy.
W piekarence powstałej w jakże zacnym roku nabywam rzeczy jasna arancini z zamiarem zjedzenia ich na plaży
Spacer trwa dłuższą chwilę. Nie dlatego, że daleko (choć do też), ale głównie dlatego, że nie sposób nie zatrzymywać się co chwilę, by spojrzeć to przed siebie
Dobra, dosyć tego odwracania się, bo za moment znajdę się na dole szybciej niż planowałam. Popatrzmy jeszcze przed siebie
Nauczyciele. Na bank. Wykończeni rokiem szkolnym, ale nawet na wakacjach z wielką teczką pełną klasówek.
Idę dalej. Plaża czeka,
***
Oj, jaki to był głupi pomysł!
OK, przyznam się - zlazłam na dół tylko po to, żeby przejechać się na górę kolejką linową.
Komentarze
Prześlij komentarz