Skaj vs sky, czyli podróż w czasie i przestrzeni

I oto nadszedł dzień planowany od dawna. Mówiłam, że mam wobec Etny niecne plany. 
Bladym świtem udaję się na stację kolejki. 
Stara podmiejska kolej nadal przez mieszkańców traktowana jest jak środek transportu między usytuowanymi wokół wulkanu wioskami. Dla mnie będzie atrakcją turystyczną. 
Wagonik podstawia się o czasie. Tłumów nie ma. Tłumy wsiadły do turystycznych autobusów bez dachu. 
Zajmuję miejsce w przedziale
Trochę jak w pociągu do podłódzkich miejscowości wypoczynkowych w słusznie minionych czasach. 
Klimatyzacja w postaci otwartych okien. Pod pupą skaj, a za oknem sky! 
Kolejka mknie raz bliżej wulkanu, za chwilę nieco się oddala. 
 Kolejka zattzumuje się w pobliskich wioskach i miasteczkach. Wysiadam w Randazzo. 
To przystanek poniekąd obowiązkowy. Pociąg rusza dalej dopiero za dwie godziny. 
Idealnie. W sam raz na połażenie po miasteczku.
W sam raz na śniadanko
Siedzi sobie człowiek z kawusią i w końcu nie-słodką bułeczką, podnosi wzrok, a tu... ślub
Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia! Para młoda odjedzie spod kościoła tym oto eleganckim Maserati
a mnie za moment odjeździe moja równie elegancka kolejka! Biegiem!
Zdążyłam.
I choć w alternatywie są jeszcze autobusy,
postanawiam kontynuować wycieczkę kolejką.
Wagonik oddala się już od wulkanu kierując się bardziej w środę wybrzeża
by finalnie dotrzeć do Giarre. Tam kończy swój bieg, ale to oczywiście nie kończy mojej wycieczki. 
Przebiegając przez tory (na wyraźne polecenie pana konduktora, mimo ostrzeżeń) 
wpadam na peron "normalnego" pociągu. 
Jadę do Taorminy. 
Śliczne miasteczko położone wysoko nad poziomem morza. 
Mimo, że udaje mi się zrobić kilka zdjęć bez ludzi, uliczki pełne są turystów
A jak turyści, to i wrzeszczące dzieci, a to już ponad moje siły. Dziękuję, idę sobie stąd. 
W piekarence powstałej w jakże zacnym roku nabywam rzeczy jasna arancini z zamiarem zjedzenia ich na plaży
 i ruszam w dół. 
Spacer trwa dłuższą chwilę. Nie dlatego, że daleko (choć do też), ale głównie dlatego, że nie sposób nie zatrzymywać się co chwilę, by spojrzeć to przed siebie
to za siebie
To przed siebie,
to za siebie 
Dobra, dosyć tego odwracania się, bo za moment znajdę się na dole szybciej niż planowałam. Popatrzmy jeszcze przed siebie
I idziemy dalej. Przez park
W parku spotykam jakieś takie upadłe anioły
Nauczyciele. Na bank. Wykończeni rokiem szkolnym, ale nawet na wakacjach z wielką teczką pełną klasówek. 
Idę dalej. Plaża czeka,
arancini stygną. 
***
Oj, jaki to był głupi pomysł! 
Pożeram przekąski, na chwilę zanurzam zmęczone stopy w wodzie i chodu! 
OK, przyznam się - zlazłam na dół tylko po to, żeby przejechać się na górę kolejką linową.
Lapię autobus i podziwiając słońce zachodzące za Etnę
wracam do Katanii.








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy wytchnienie odnajdujesz w meczecie

Rekompensata i pistacje z pistacjami w kremie pistacjowym

Olbia znaczy szczęśliwa