Veni, vidi, vici!

Rzym. Wieczne miasto. Oto jestem. Tu właśnie zaczynam swoją włoską przygodę.
Jako że nie mogę się jeszcze zakwaterować, włoską przygodę zaczynam od polskiej kanapeczki na Piazza Re di Roma.
Zostawiam bagaż w pokoju (tak, jestem spakowana na 3 tygodnie w "kabinówkę") i ruszam do Watykanu. 
Na początek wspinaczka na kopułę w Bazylice Świętego Piotra. 551 schodów. Ostrzeżenie dla ludzi ze słabym sercem. Lekkie przerażenie. 
Ale OK, przecież tydzień temu pokonałam 408 schodów wskrobując się na wieżę w Bazylice Mariackiej w Gdańsku. Dam radę. 
Pfff... Pikuś! W Gdańsku to były schody! O, takie:
Te tutaj szerokie jak w pałacu. Niewielki wysiłek, a jaki widok! 
I jak pusto. Spodziewałam się dzikich tłumów, ale nie, ludzi po prostu nie ma. I dobrze. Oj, jak dobrze! 
Wewnątrz Bazyliki też niemal zupełnie pusto. 
Spojrzenie na Bazylikę z oddali
i ruszam dalej. 
Piazza Navona
Panteon
I oczywiście słynna fontanna di Trevi
Jest tak niewyobrażalnie gorąco, że nogi odmawiają posłuszeństwa i kręci mi się w głowie. 
Taka temperatura jest bardzo OK, ale nad morzem, a nie w centrum miasta. 
Wchodzę do pierwszej napotkanej kawiarenki. Informuję panią, że marzy mi się zimna kawa. Pani wypowiada dwa zdania po włosku (z których zrozumiałam "si" oraz "caffè"), wyjmuje spod lady wielką butelkę i nalewa do kubeczka coś tajemniczego.
Gęste, słodkie jak cholera, zimne i w ogóle nie przypomina kawy. Delektuję się tym tajemniczym napojem, podziwiam Plac Wenecki, aż tu nagle mija mnie takie cudo:
Czy są tu miłośnicy takich pojazdów?

Czymkolwiek by ten mazut w kubku nie był, stawia mnie na nogi. Można iść dalej. Kierunek: Zatybrze. 
Tyber jest, będzie więc coś za nim. Jest to, co lubię - kręte, wąskie, ciemne uliczki
W jednej z takich uliczek polecana w internecie knajpka. Żadna ekskluzywna restauracja dla turystów, raczej buda dla tubylców.
W budzie winko z papierowego kubka i bakłażan z foremki
Całkiem dobre, całkiem tanie. Niczego więcej mi dzisiaj nie trzeba. Połażone, pojedzone, można iść spać. 

Drugi dzień rzymskich wojaży rozpoczynam przy Koloseum. 
Bilet zarazerowany znacznie wcześniej pozwala mi wejść do środka dopiero za dwie godziny. Nie będę przecież patrzeć na tego kolosa przez 120 minut. Wykorzystam ten czas na Palatyn. 
Ze wzgórza rozpościera się piękny widok na Forum Romanum
Przez chwilę odpoczywam w towarzystwie pana, który najwyraźniej stracił dla kogoś głowę
zerkam na Koloseum z góry
i schodzę, by podziwiać je z wewnątrz. 
Robi wrażenie, muszę przyznać.
Czas na siestę. Po niej kolejny raz spacer po mieście. Tym razem o zmroku. 
Zaczynam od Circus Maximus. 
Daje się słyszeć rydwany i okrzyki wiwatujących 250 tysięcy Rzymian. 
Dalej urokliwe Zatybrze
Przystanek na kolację w restauracji, gdzie makaron wyrabia się ręcznie, na oczach gości
Co Wy wiecie na temat carbonary... 
W drodze do Schodów Hiszpańskich znów zauważam ciekawy samochód
Czy są tu miłośnicy starych Citroenów?
Rzeczone schody
Di Trevi nocą 
Wieczorny spacer, podobnie jak ten poranny, kończę przy Koloseum. 
O tej porze robi nie mniejsze wrażenie. 
Wykończona, ale pod wrażeniem wracam do pokoju. Jutro Neapol. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy wytchnienie odnajdujesz w meczecie

Rekompensata i pistacje z pistacjami w kremie pistacjowym

Olbia znaczy szczęśliwa