Marsjanie (nie) atakują, kaktusy (nie) kłują

W myśl zasady "twardym trzeba być...", pomimo fatalnego stanu stóp (nie będę się tu wdawać w szczegóły), wyruszam na kolejny szlak (dziś jedynie 13km). 
Salinas de Janubio
Podobne do tych na Malcie. A jednak zupełnie inne. Wielkie jakieś takie. 
Przyglądam im się tylko przez chwilę i ruszam dalej. Niemal pustą asfaltową drogą. Za chwilę dowiem się dlaczego tak tu pusto. 
Kilkanaście minut później zauważam ustawione w poprzek drogi barierki i znak ⛔ Wiadomo, że kompletnie go za moment zignoruję.
Przed znakiem znajduje się taras widokowy. 
Fale rozbijające się o skały fundują mi niezły prysznic. Słony! 
Ruszam dalej. Znak B-2 mnie nie dotyczy. Zamknięta droga daje możliwość spokojnego przyglądania się tej marsjańskiej wyspie. 
Wyobrażam sobię tę lawę, która się tu niegdyś rozlała. 
A może zamknęli drogę, bo Marsjanie będą za chwilę lądować? Zaczekam. 
Czekam.
Czekam.
Nie przylecieli. Nie atakują. Czyli czip szczepionkowy jednak nie działa... 
Wędruję dalej kompletnie pustą drogą. Podziwiam wulkan Bermeja. Poza nim nie ma tu zupełnie nikogo i niczego. Aż dziw bierze, że coś tu mogło wyrosnąć.
I taka cudowna cisza. Przerywana tylko dźwiękiem fal uderzających z impetem o klif. 
Szczególnie słychać je w Los Hervideros - jaskinie do których wpływa woda. Dźwiękowo ciekawie. Wizualnie ani trochę. 
Dla oczu ciekawe ma być Zielone Jezioro. To ono jest celem tej wyprawy. 
Jakież jest moje zdziwienie, gdy w oddali zauważam człowieka. Żywego! 
Jakież jest moje rozczarowanie, gdy człowiek ten informuje mnie, że dalej przejścia nie ma. Ekipa filmowa rozstawiła sprzęt. I tyle z El Lago Verde. Muszę się zadowolić mniejszą namiastką Zielonego Jeziora, które na zdjęciu nawet nie wychodzi zielone...
Zawiedziona ruszam w drogę powrotną. 
Ekipa filmowa, też mi powód do zamknięcia drogi! 
Nie ma jeziora, ale może będą kaktusy!
Jardin de Cactus
Ogród Kaktusów
Taki raczej ogródek... Okazy ciekawe, to prawda, ale liczyłam na więcej. Wszystko daje się obejrzeć w kilkanaście minut
Tuż przy wyjściu mijam rodzinę Brytyjczyków. Tata tłumaczy córkom, że kaktusy bardzo kłują, gdy na moment odwraca wzrok w kierunku młodszej, starsza dotyka jednej z roślin, patrzy na mnie i wzruszając ramionami mówi "Nie kłują. Ani trochę". Nie sprawdzam. Wierzę jej. 
Przed ogrodem swój sprzęt rozstawia ekipa filmowa. Czyżbym tym razem była szybsza od nich? 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy wytchnienie odnajdujesz w meczecie

Rekompensata i pistacje z pistacjami w kremie pistacjowym

Olbia znaczy szczęśliwa