Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2022

Wycieczka, której nie było oraz kto tu mówi po arabsku?

Obraz
Na ostatni punkt programu wybieram wycieczkę do Parku Narodowego Timanfaya. Wszystko wiadomo: autobus taki, a taki, przystanek ten, a ten, dalej kawałek pieszo. Zgadza się. Autobus jedzie, przystanek jest, dalej kawałek pieszo. Na horyzoncie widać już charakterystyczną tablicę. Jest parking, są samochody. Jest budynek, w środku punkt informacyjny. Zapytuję więc pana w okienku gdzie tu jest wejście, a pan mówi, że... 4km dalej. Pytam czy jedzie tam autobus.  Nie jedzie. Nie masz samochodu?  Nie mam.  Mina pana bezcenna...  No dobrze, przecież 4 km to bułeczka z masełkiem. Idę!  Nie, jednak nie bułeczka... Trzeba próbować stopem. Tylko kogo tu zatrzymać? Czasem tylko jakiś rowerzysta się trafi.  Kilku kierowców omija mnie szerokim łukiem, ale w końcu ktoś się zatrzymuje! Podrzucicie? Podrzucimy. Dokąd? No, do wejścia.  Wejścia nie ma. Jest wjazd, a z nim dalej pusty asfalt.  Bez sensu. Rozstawione przy drodze znaki stoją tam ...

Mirador, mirador i śmierć w oczach

Obraz
Miradores. Punkty widokowe. Oto plan na kolejny etap wyprawy. Zaczynam od Montaña Roja.  Czerwona góra. Choć właściwie to wulkan. Oczywiście, że wejdę do środka!  Najpierw jednak trzeba się wyskrobać na górę. Droga całkiem niezła. Dojście na szczyt zajmuje kilkanaście minut. Widok na na Playa Blanca cieszy oko. I rodzi plan: położyć się na plaży. Wejść do wody. Tak, zaraz tam pójdę. Najpierw jednak skok do krateru.  Pozostaje wierzyć, że wulkan nie jest czynny... Na wszelki wypadek stąpam ostrożnie. I znów taka przyjemna cisza...  Schodzę na dół i zalegam na plaży. Na krótką chwilkę nawet zasypiam.  Do wody wchodzę na jeszcze krótszą chwilkę. Zimna jak cholera!  Dość tego lenistwa, baczność!  Zerkam jeszcze na wulkan i promenadą ruszam dalej.  Kawiarenki i restauracje kuszą. Kuszą. Skusiły! Pizza na bogato i sangria. I to słońce. I ten widok...

Marsjanie (nie) atakują, kaktusy (nie) kłują

Obraz
W myśl zasady "twardym trzeba być...", pomimo fatalnego stanu stóp (nie będę się tu wdawać w szczegóły), wyruszam na kolejny szlak (dziś jedynie 13km).  Salinas de Janubio Podobne do tych na Malcie. A jednak zupełnie inne. Wielkie jakieś takie.  Przyglądam im się tylko przez chwilę i ruszam dalej. Niemal pustą asfaltową drogą. Za chwilę dowiem się dlaczego tak tu pusto.  Kilkanaście minut później zauważam ustawione w poprzek drogi barierki i znak ⛔ Wiadomo, że kompletnie go za moment zignoruję. Przed znakiem znajduje się taras widokowy.  Fale rozbijające się o skały fundują mi niezły prysznic. Słony!  Ruszam dalej. Znak B-2 mnie nie dotyczy. Zamknięta droga daje możliwość spokojnego przyglądania się tej marsjańskiej wyspie.  Wyobrażam sobię tę lawę, która się tu niegdyś rozlała.  A może zamknęli drogę, bo Marsjanie będą za chwilę lądować? Zaczekam.  Czekam. Czekam....